Starorobociański Wierch z Siwej Polany - 05.09.2021
Czas jakby nie chcieliśmy to jednak płynie. Dawno nie pisałem,
pierwsze z powodu tego, że kończyłem studia i aklimatyzowałem się
w nowej pracy (gdzie również dużo musiałem się nauczyć). Nie
oznacza to jednak, że nie chodziłem po górach. Wręcz przeciwnie,
bo właśnie ostatni kwartał poprzedniego roku obfitował w
zwiedzanie różnych pasm górskich i to praktycznie tydzień w
tydzień. Zostawiając parę tekstów do napisania, czułem coraz
większy opór do nadrobienia tej pracy, tak więc oto jestem, pół
roku później próbując w mniej lub bardziej telegraficznym skrócie
podsumować co się ostatnio u mnie działo. Jako że nie opisanych
mam osiemnaście spacerów zdecydowałem się napisać teksty
podsumowujące całe miesiące. Chyba że znajdę w sobie
natchnienie do pisania osobno o każdej wyciecze. Akurat o
Starorobociańskim udało mi się napisać cały tekst, jednak nie
obiecuję, że tak uda mi się z każdą wycieczką.
Link do zdjęć z Lustrzanki: https://photos.app.goo.gl/8gaW9x7Q8rqMaW1s8
Link do zdjęć z Komórki: https://photos.app.goo.gl/tVCu5XoZPZv3J3Do7
Zaczynam z grubej rury, bo następną wycieczką po Kościelcu (no i
Gęsiej Szyi następnego dnia) była wycieczka na Starorobociański
Wierch, który na Słowacji jest znany pod nazwą „Klin”. Głównie
ze swojego charakterystycznego kształtu. Wyruszyliśmy z Siwej
Polany, więc trzeba było dwa razy przejść całą Dolinę
Chochołowską, która, mimo że jest urocza to jednak długa. Z tego
powodu zdecydowaliśmy, że następna tam wycieczka będzie obejmować wypożyczenie rowerów, bo jednak znacznie to rozszerzy możliwości
zwiedzania szczytów i grani nie męcząc się przez „puste”
dwanaście kilometrów spaceru po dolinie. W szczególności, że
chyba to jest jedyna dolina tatrzańska w Polsce, którą można
takim rowerem przejechać. Plus jest jeszcze taki, że jest to
stosunkowo płaski odcinek, więc nie ma strachu, że trzeba mieć
jakieś doświadczenie w jeździe.
Masyw Ornaku w pełnej okazałości — to ostatnie zdjęcie przed tym jak bateria w lustrzance mi się skończyła |
Do schroniska jednak poszliśmy później, bo w jakieś jednej trzeciej tego odcinka weszliśmy na szlak żółty łączący Dolinę Chochołowską z Doliną Kościeliską (wychodzi tam koło Schroniska na Hali Ornak). Szlak ten leci całkowicie Doliną Iwaniacką, która sama z siebie (i znacznie mniejszej popularności niż inne miejsca w naszych najwyższych górach) jest dość uroczą i przytulną. My nie spotkaliśmy tam jakoś wielu osób, może dwie grupy spacerowiczów, ale dokładnie już nie pamiętam. Słońce jednak bardzo ładnie oświetlało okoliczne szczyty więc i zacząłem robić zdjęcia.
Dla mnie była to dość słodko-gorzka wycieczka, bo jak wyszliśmy
wyżej, to były piękne widoki. Mogę nawet się pokusić o
stwierdzenie, że widok z ostatniego podejścia na Klin konkuruje
(jak nie przebija) widoku z Krzesanicy (uważanej do dziś przeze
mnie za jedną z piękniejszych panoram w Tatrach Polskich). Z
drugiej strony nie miałem wtedy lustrzanki. Nie, że zapomniałem ją
wziąć z domu, ale z powodu, że nie pamiętałem jej załadować. Baterii starczyło mi co najwyżej do przejścia prawie całego masywu
Ornaku, wchodząc na Siwy Zwornik. Mimo to udało mi się piękne
zdjęcia uchwycić lustrem, ale jednak całą późniejszą wycieczkę
byłem zmuszony rejestrować aparatem w komórce. Nie jakimś złym,
ale jednak różnica jakości jest dość zauważalna. Dlatego przez
całą wycieczkę, co jakąś godzinę/dwie narzekałem ze złości i
smutku, że nie mam swojego sprzętu uwieczniającego.
Dość monumentalne szczyty Bystrej (na wprost) oraz Zadniej Kopy widziane z Siwego Zwornika. Stamtąd czekał nas ostatnie podejście na Starorobociański Wierch |
Jak wspomniałem to przechodziliśmy z Doliny Iwaniackiej odbiliśmy na Ornak. Troszkę się zmęczyliśmy, bo wilgotność była tragiczna. Zresztą też podczas podejścia na szczyt towarzyszyła nam mgła, która zasłaniała widok. Rozwiała się całkowicie, jak osiągnęliśmy jeden z wierzchołków masywu. Obiecuję sobie, że jeszcze raz tamtędy pójdę i nacykam tyle fotografii, że mi karty pamięci nie starczy na moim wysłużonym już Nikonie. No ale jeszcze mamy paręnaście ciekawych innych planów zanim to nastąpi.
Jeżeli chodzi o stan psychofizyczny, to popełniłem błąd, jak to
młodzi ludzie mają w zwyczaju, że nie spałem wystarczająco długo.
Nie wiem teraz, czy to były cztery godziny, czy mniej, ale pamiętam,
że byłem ciut przymulony. W szczególności, że wstaliśmy wcześnie rano, bo wiedzieliśmy, że ta wycieczka to nie przelewki.
Mówiąc szczerze, to była to nasza pierwsza i jedyna wycieczka
powyżej 40 punktowa (dokładnie 44) licząc w punktach GOT. Ktoś, kto ma pewne rozeznanie w tej metryce, dokładnie wie, że trzeba mieć pewną (w znaczeniu niewzruszoną) kondycję, by się czegoś
takiego podejmować. Z tego powodu troszkę się bałem, że nie
podołamy wyzwaniu, albo po prostu będziemy umierać przy końcowych
fragmentach. O dziwo jednak aż tak strasznie nas to nogi strasznie
nie bolały. Znaczy czuło się napięcie na wszystkich mięśniach i
chciało się już pójść w kimę, ale no dało się iść. Na
dzień następny oczywiście mieliśmy zakwasy, ale pamiętam, że po
niektórych znacznie lżejszych (w tej metryce) wycieczkach miewałem
znacznie gorszy „sportowy syndrom dnia drugiego”.
Dolina Starorobociańska w całej okazałości. Po lewej Czubik i Trzydniowiański Wierch, a w dali Bobrowiec. Po prawej Ornak, a dalej Kominiarski Wierch |
Widok z samego Starorobociańskiego Wierchu był ciut gorszy niż z samego podejścia na niego. Troszkę zniknął widok, na który patrzyliśmy, Błyszcz się schował za masyw, ale przynajmniej otwarł się widok na drugą stronę. Więc mogliśmy pooglądać Raczkowe Stawy znajdujące się w Raczkowej Dolinie, już na Słowacji, oraz Jarząbczy Wierch (PL) i Jakubinę (SK) wyznaczającą wspomnianą dolinę. Z powodu tego, że jeszcze musimy się troszkę tej geografii tatrzańskiej pouczyć (w szczególności jak się jest w terenie) to myśleliśmy, że to Rohacze, czy coś obok. Obracając się nieco w stronę polską, można było przeanalizować dalszą część wycieczki, czyli Kończysty Wierch oraz Trzydniowiański Wierch.
Dość fajnie się schodziło mając ciągle na widoku te dwa
szczyty, oraz parę innych po bokach. Na samym Trzydniowiańskim
byliśmy już raz parę lat temu z siostrą i szwagrem. Pamiętałem
przepiękny widok na kocioł polodowcowy znajdujący się przed nami,
na masyw Ornaku (który przeszliśmy właśnie). Teraz potrafiliśmy
rozpoznać też Kończysty i Klin – w końcu z nich niedawno
zeszliśmy. Po raz kolejny sprawdziło się powiedzenie, że żeby
coś poznać najlepiej tam być. Na szczycie porozmawialiśmy z jakąś
grupą turystów z dalsza (nie pamiętam niestety, z jakiego regionu
kraju przyjechali) i z tatą przedstawiliśmy nazwy poszczególnych
szczytów okolicznych. Spytali się, czy lepiej schodzić przez upłaz, czy Doliną Jarząbczą. Podaliśmy, że niby łatwiej jest doliną,
ale widok lepszy na grani. My z kolei zeszliśmy, co zaplanowaliśmy
wcześniej, właśnie doliną. Głównie też z powodu tego, że
schronisko jest bliżej, a chcieliśmy sobie książeczki podbić (w
szczególności, że ten szczyt zalicza się do Diademu Gór Polski,
który zbieramy).
Przy schodzeniu zobaczyliśmy jakiś szlak żółty łączący się z
naszym, który przyszedł praktycznie znikąd. Na kierunkowskazach
nie było nawet zaznaczone gdzie prowadzi, tylko napisany Szlak
Papierski. Nie mówiło to nam nic, w szczególności, że
turystycznie wychowaliśmy się w Beskidach Zachodnich, gdzie co
drugi szlak to papieski. Okazało się później, jak przysiadłem w
domu przy mapie, że jest to krótki szlak do pomnika „Kamienia
Papieskiego” powstałego w 83 na pamiątkę odwiedzin Jan Pawła
II. Może tam następnym razem pójdziemy jak tam będziemy. Z ciekawych
atrakcji to jeszcze schodząc do schroniska widzieliśmy mała
kamienną tamę na Jarząbczym Potoku. Jak dzisiaj czytam podczas
pisania, powstała w roku 1955 (albo 1958, bo źródła się troszkę
różnią, choć ja to interpretuję to tak, że wybudowano w jednym
roku, a uruchomiono w drugim – linki do tych ciekawych materiałów
zostawię pod tekstem).
Zejście z Kończystego wierchu z widokiem na Trzydniowiański Wierch i szlakiem (którym szliśmy później) do Doliny Jarząbczej |
Na samym końcu zostało nam sześć długich kilometrów po płaskiej
ścieżce prowadzącej do Siwej Polany. Nie zdarzyło się tam nic
ciekawego, więc nie ma co opisywać nawet. Dokładnie w momencie
zapadnięcia zmroku wsiedliśmy do samochodu, ogrzewając się nieco
ciepłą herbatą i zastanawiając się jak długi korek na Zakopiance
nas zastanie.
Miłego,
Adiabat
18.02.2022
Poniżej linki, gdzie się możecie dowiedzieć ciut więcej o okolicach:
Portal Tatrzański: https://portaltatrzanski.pl/aktywnosci/trekking/wycieczka-na-wolowiec-i-jarzabczy-wierch,484
zakopane.pl: https://www.zakopane.pl/strefa-turystyczna/turystyka/schroniska-gorskie/schronisko-na-polanie-chocholowskiej
Komentarze
Prześlij komentarz