Kiczora z Lachowic - 15.11.2020

Świat mi się pomylił

Tytuł związany jest z jeszcze mocniejszym objawem mojego postępującego roztargnienia rozsianego, bo tak naprawdę mieliśmy zaplanowany kolejny szczyt z Diademu Polskich Gór, ale jednak przez moją jedną pomyłkę i nasze przekonanie, że idziemy w dobrą stronę sprowadziły nas na manowce. Mimo wszystko wycieczka obfitowała też w piękne widoczki, a na Kiczorze innym  sposobem byśmy nigdy nie byli.

Zdjęcia z wycieczki: https://photos.app.goo.gl/64D6swYDfKsCUCvW9

Możemy zacząć od Lachowic, nawet nie pamiętam już jaka była godzina, ale dość wcześnie. Dodatkowo było stosunkowo mroźno, nam to bynajmniej nie przeszkadzało. Ludzi było jak na lekarstwo (przynajmniej na początku) co nas cieszyło. Nie mam oprócz tej jednej historii z pomyłką wiele do opowiadania, ale coś więcej postaram się napisać, bo warto odwiedzić te górki. Agenda w skrócie wyglądała następująco: Dojście do Stryszawy przechodząc masyw pomiędzy Solniskiem, a Jaworzną (górami mającymi około 830 metrów), wejście na przełęcz Kolędówki, dojście do Jałowca, no i powrót drugą stroną idąc wspomnianym masywem Solniska i do Lachowic.

Początek kolejnej wyprawy, piękne chmury nad nami

Początek szedł nawet dobrze, wejście do lasu, wyjście na wzgórze i z powodu słabo zaznaczonego skrętu mieliśmy pierwszy moment, gdzie musieliśmy nieco przystopować. Jednak daleko od planowanej drogi nie odeszliśmy, bo skończył nam się szlak, co od razu daje do myślenia. Po kwadransie denerwowania się i przeszukania okolicy znaleźliśmy zejście do Stryszawy (Wsiórz), a stamtąd dalej do Matusów. Zejście prowadziło zadbanym, gęstym lasem gdzie kryło się całkiem pokaźne stado saren oraz parę starych drewnianych domów z kotami. Zawsze to muszą być koty przy takich budynkach, mogę się tylko zastanawiać czemu. Wracając do saren, to niestety były zbyt szybkie i uchwyciłem tylko to jak uciekają i jakoś nierewelacyjnie.

Jak już zeszliśmy całkiem z dopiero co zdobytej górki, to postanowiliśmy zahaczyć o schronisko młodzieżowe. Zajęło nam to kolejny dodatkowy kwadrans zejścia ze szlaku, ale niestety nie był co oglądać. Oprócz ładnej przydrożnej kapliczki, to schronisko młodzieżowe było po prostu budynkiem szkoły. Dodatkowo też nikt nie otwierał gdy dzwoniłem z myślą o ewentualnym podbiciu książeczki turystycznej – tak jestem sentymentalny. Wracaliśmy przynajmniej tym asfaltem bogatsi o nową wiedzę. Głównie to, że schronisko, to nie schronisko, a obok jest całkiem fajne miejsce parkingowe.

Tyły sarn w Stryszawie

Dojście do rozdroża na Przełęczy Kolędówki też przebiegało bez problemu. Tam jednak poszliśmy w lewo zamiast w prawo. Może to było spowodowane złą orientacją mapy w moich rękach, koniec końców poszliśmy żółtym szlakiem w kierunku Kiczory i Zawoi. Całkiem ładne widoki były na naszej drodze, a my byliśmy całkiem przekonani, że wektor naszego przemieszczenia ma dobry zwrot. Zaczeliśmy się nieco niepokoić kiedy nasze obliczenia kiedy powinniśmy być przy schronisku „W Murowanej Piwnicy” oraz na samym Jaworzu się nie pokrywały z tym co widzimy. My widzieliśmy dalej pola i lasy, nigdzie schroniska, ani tym bardziej szczytu. To było jakieś półtorej godziny po pomyłce.

Zorientowaliśmy się, że coś jest nie tak kiedy zaczęliśmy schodzić pod dość ostrym kątem. Zapytaliśmy się pary akurat idącej w drugą stronę, gdzie jesteśmy, którędy na Jałowiec oraz skąd wychodzą. Nieco zaskoczyła nas odpowiedź, że Jałowiec jest dwie godziny w drugą stronę, a my jesteśmy tuż pod koniec zejścia do Zawoi. Podziękowaliśmy, a ja szybko sprawdziłem mapę na internecie jak długo zeszłoby nam gdybyśmy chcieli wrócić i pójść na oryginalnie planowany szczyt. Okazało się, że nie ma takiej możliwości, bo szlibyśmy jakąś godzinę w kompletnej ciemności po Żywieckich lasach. Jedyne co mieliśmy ze źródeł światła to były nasze komórki z czego większość mogłaby starać się o nadania statusu weterana.

Klasztor Sióstr Zmartwychwstanek w Stryszawie – Siwcówka

Szczęśliwie sprawdziłem też, że jak wrócimy taką samą trasą co wyszliśmy to będziemy na zaś przed tym jak kompletnie nam słońce zgaśnie. Troszkę zacząłem się histerycznie śmiać, bo „jak tak można się pomylić”, ale jak już przeszliśmy troszkę to mi przeszło. Nie było źle jednak, na szczycie na który powrócilismy, było wiele osób odpoczywających i od starszej pary dowiedzieliśmy się, że jest to Kiczora nieco powyżej 900 metrów wysokości.

Jak wróciliśmy do miejsca w którym się pomyliliśmy, to idąc nieco dalej zobaczyliśmy drogowskaz, który wyraźnie wskazywał co jest w którą stronę. Pomyśleliśmy, że nic się nie stało, najwyżej Jałowiec zaliczymy następnym razem. Z ciekawszych jeszcze rzeczy to na szlaku jest ciekawy Klasztor Sióstr Zmartwychwstanek w Stryszawie – Siwcówka. Międzywojenny drewniany budynek, dość ładny. Nie byliśmy niestety w środku, bo było jakieś nabożeństwo.

Widokówka z Kiczory
 

Do samochodu dotarliśmy w tym samym momencie gdy zapadła ciemność, dobrze że ostatni odcinek drogi prowadził przez pola, to podczas zachodu słońca było jeszcze coś widać. Troszkę smogu i dość ładne złoto-fioletowe niebo. Jestem bardzo ciekawy gdzie nas poniesie na następną wycieczkę.

Miłego
Adiabat
23.12.2020

do góry

Komentarze