Pilsko z Korbielowa - 13.08.2020

Tour de kościół                                         

Przeważnie jak chcieliśmy oglądnąć wnętrze kościoła w jakieś miejscowości, z której startowaliśmy/kończyliśmy naszą wycieczkę, to niestety był on zamknięty. Śmiałem się wówczas, że „Bóg nas nie chce” dziwiąc się, czemu takie budynki w założeniu otwarte dla każdego wierzącego są zamknięte. Z religią zawsze miałem, że tak zażartuję tematycznie, pod górkę. Tym razem jednak udało nam się zmówić paciorek (i udokumentować w zdjęciach) w ponad pięciu przybytkach. Niestety zdjęcia z tych obiektów oprócz jednego, które w przeciwieństwie do reszty wykonałem lustrzanką, nie są zbyt dobre, więc się niemi nie podzielę.


Link do zdjęć:  https://photos.app.goo.gl/ETKqg1ZV7rA6BPp47

Po pięciu godzinach snu (przeważnie się kładę spać o północy), choć całkiem wypoczęty zwlokłem się z łóżka. Kwadrans później już jechaliśmy w kierunku Korbielowa, gdzie zaczynał się szlak. Warunki bio-meteo (jak i samo meteo) korzystne. Beskid Żywiecki widzę ciągle z okna, jednak niestety Grupy Pilska z tytułowym szczytem nie jest dane mi oglądać. Tam właśnie, po dwóch latach od ostatniego wejścia pojechaliśmy, a to głównie z powodu „Diademu Gór Polskich”, który powoli realizujemy. O samym diademie napiszę za niedługo (jak będę mieć troszkę luźniejszy wycieczkowo okres), bo karta w menu ciągle czeka na jakiś post.

Babia Góra z Hali Uszczawne

Beskid Żywiecki zawsze mnie śmieszył, bo najwyższymi trzema polskimi szczytami są: Babia Góra, Babia Góra, oraz właśnie Pilsko, którego wierzchołek znajduje się dziesięć minut spaceru po stronie Słowackiej. Dwa razy Babią Górę wymieniłem z tego powodu, że wiele publikacji zalicza jako drugi najwyższy szczyt pasma Gówniak, który jest tylko jednym z wierzchołków masywu Babiej. Niewprawne oko możne go nawet nie zauważyć. Jeżeli chodzi o Pilsko, to po stronie polskiej jest Góra Pięciu Kopców, która jest metry niższa niż główny szczyt masywu, ale jak wyjdziecie na nią, to zobaczycie „Pilsko Hranica” na tabliczce.

Ropucha, duża była i wcale nie chciała uciekać

Dwa lata temu, jak już wspomniałem, miałem już okazję wędrować po tych drogach. Strasznie się cieszyłem, jak rozpoznawałem poszczególne elementy szlaku, czy szczyt i schronisko. Jednak by się nie powtarzać, postanowiliśmy zrobić taką małą pętlę, którą prześledzić możecie na mapce na początku postu. Plan wycieczki powstał dwa dni przed nią z powietrza dosłownie. Tata rzucił pomysłem, może by w czwartek w góry. Ja, myśląc też o oszczędzaniu bolącej (po Świnicy) nogi, rzuciłem "to może Pilsko". Psa nie wzięliśmy i tak pojechaliśmy.

 

Schronisko na Hali Miziowej z widokiem na Babią

Wróćmy jednak do początku oraz do tytułu postu. Jak tak jechaliśmy, to zobaczyliśmy w Koszarowie otwarty kościółek. Zaglądnęliśmy i nawet ładny. Później jeszcze była Krzyżowa oraz Korbielów, a wszystkie były otwarte. W ostatnim nawet obok była mała kapliczka też z możliwością wejścia. Skorzystaliśmy z okazji, wiedząc, że nie musimy się spieszyć. Mapa bowiem wskazywała, że w siedem godzin (wraz ze zdjęciami, przystankami i gramoleniem się) powinniśmy się uwinąć. Wykorzystaliśmy zatem pozostały czas na podziwianie „lokalnej kultury ludowej”.

Zaparkowaliśmy tam, gdzie ostatnio, za osiem złotych, koło Zajazdu Smerk oraz Karczmy Pod Boraki, podobnie jak koło przystanku autobusowego „Korbielów PTTK”. Dokładnie kilometr prowadził nas przez asfalt. Tym razem zamiast lewej odnogi, jak ostatnio, prowadzącej od razu na Halę Miziową (a którą schodziliśmy) poszliśmy na prawo. Droga ta, prowadząca troszkę po lesie, troszkę na skraju lasu, dla nas kończyła się na przełęczy Przysłopy. Nie było płasko, bo przez dwa kilometry wzniesienia było 250 merów. Tą stromizną wchodziliśmy aż do schroniska.

 

Kolejny szczyt z diademu zdobyty

Kąt nachylenia był przeciętny, a dodatkowo na Hali Uszczawne znajdującej się w połowie drogi do górskiego budynku gastronomiczno-noclegowego, była przepiękna panorama na Babią Górę, Cyl oraz Beskidy Orawskie (które jak wyczytałem, są Słowackim przedłużeniem Beskidów Żywieckich, z którym razem tworzą nieformalną jednostkę B. Orawsko-Żywiecki, jednak nie jestem specjalistą, ja tu tylko podziwiam widoki). Później natrafiliśmy na ciekawe formacje skalne. Ogólnie przyjemniejsza trasa niż szlak żółty, subiektywnie mówiąc.

Około 10:30 byliśmy na Hali Miziowej, którą rozpoznałem od razu, ku mojej radości (że z moją pamięcią nie jest tak źle, jak myślałem). Postanowiliśmy się w schronisku zatrzymać, jak będziemy wracać, więc zachowując tempo, skierowaliśmy się na znany nam stok narciarski, którego bokiem prowadził szlak. Tym razem jednak po przejściu pewnej małej części skręciliśmy w las, który był wejściem na szlak żółty. Nie szliśmy nim nigdy, ale w końcu nie było to jakieś gargantuiczne nadrobienie drogi (całe pięć minut), a oprócz ciekawych widoków, to sama ścieżka prowadząca troszkę po skałach była niezłym urozmaiceniem.

Panorama ze szczytu wyciągu (1/2)

Ta część szlaku żółtego wydaje mi się, że była łatwiejsza. Niekoniecznie ładniejsza, bo idąc stokiem narciarskim, wychodzi się na grań, a z niej widok jest naprawdę imponujący. Jednak polecam zrobić tak jak my tym razem: jedną z nich wchodzić, a jedną schodzić. Dodatkowo polecam w tej kolejności, że przez las wchodzić, bo przy schodzeniu będą dodatkowe widoki, które mogą troszkę podnieść morale.

Na szczycie, jak planowaliśmy, byliśmy na Anioł Pański, dosłownie w samo południe. No może troszkę przed. Z granicznej Góry Pięciu Kopców rozciągają się lepsze widoki na Polską część (w tym zbiornik Żywiecki), a jak się znajdzie na płaskim, wypełnionym kosówką szczycie Pilska można dostrzec Słowacką część Beskidów ze zbiornikiem Orawskim. Oczywiście ponad kwadrans poświęciłem na udokumentowanie widoków i po uzupełnieniu kalorii zaczęliśmy schodzenie.



Panorama ze szczytu wyciągu (2/2)

Noga nie bolała tak jak ostatnio, co było powiewem nadziei, ale jednak czułem to kolano, które co jakiś czas się odzywało. Więc schodziłem troszkę wolniej i ostrożniej niż zazwyczaj, by nie daj Boże rozwalił sobie doszczętnie moje stawy. W schronisku jednak nie zjedliśmy żadnego ciepłego posiłku (postanowiliśmy, że nie potrzebujemy i jesteśmy pojedzeni), więc tylko podbiłem książeczki i poszliśmy żółtym szlakiem w kierunku Korbielowa.

Szlak przez większość czasu prowadził przez las, ale kamienie i większa stromizna niż szlak czarny (a później zielony) nie pomagały przy pokonywaniu kilometrów. O czternastej widzieliśmy osoby, które się zerwały z drzewa i po przejściu około 40 minut od Korbielowa pytały nas, czy szczyt/schronisko niedaleko. Mówiliśmy, że do przełęczy blisko, tam są ławeczki. To były naprawdę cierpiące osoby. Nie wiem ile musiały nagrzeszyć, żeby taką pokutę dostać.

 

Wnętrze kościoła w Lachowicach

 

Piękne malowidła naścienne, z ciekawostką językową jak nasz "Jakub" powstał z "Jakoba"

My bez problemu już o trzeciej byliśmy w aucie. Z racji tego, że czasu mieliśmy aż zanadto, to zobaczyliśmy, wchodząc do przedsionka, albo przez okienko (bo o tej godzinie już przybytki były pozamykane) parę kolejnych kościołów. Jeden w Przyborowie, kaplicę Nawiedzienia NMP w dolinie potoku Jabłonów też w Przyborowie, (ale w środku lasu i ciężko trafić, tam jeż jest uzdrawiające źródełko za kaplicą), oraz w Stryszawie (pw. św. Stanisława, bo jest jeszcze drugi św. Anny).



Kościół w Lachowicach

Jednak najbardziej pod wrażeniem byliśmy Domu Bożego znajdującego się na szlaku architektury drewnianej, a dokładniej w Lachowicach. Przepiękny duży budynek, z ogromnymi (jak na takiego typu budowlę) krużgankami oraz malowanymi elementami. To wszystko wyglądało na stare i faktycznie jest. Powstał pod koniec wieku XVIII. No, czuć jak się obcuje ze starymi zabytkami polskiej wsi. No polecam.

Miłego
Adiabat

15.08.2020

Link:

Słowackie pasma górskie… po Słowacku: http://web.archive.org/web/20141028104827/http://www.fns.uniba.sk/index.php?id=3647

 

do góry

Komentarze