Goryczkowa Czuba z Kuźnic - 13.09.2020

Niespodziewanie ładnie

Wstaliśmy około czwartej, wiedząc, że w Kuźnicach będzie tłok, w szczególności w niedzielę. Dlatego też chcieliśmy naszą zaplanowaną trasę zacząć, jak najwcześniej się da. Tym razem na tapet wzięliśmy Goryczkową Czubę. Tak naprawdę to nawet nie wiedzieliśmy wcześniej, że coś takiego istnieje. Po prostu chcieliśmy się przejść od Kopy Kondrackiej do Kasprowego Wierchu w ramach przechodzenia szlaków jeszcze nieprzebytych. Kiedy kolega ze studiów usłyszał, że w Tatrach są jeszcze jakieś trasy, które nie przebyłem, to się zdziwił. Ma troszkę zbyt wygórowaną opinię o moim chodzeniu w te góry. Jednak nie byłem z kolegą, a klasycznie z rodzicami.

 

Zdjęcia zacznę publikować w osobnym folderze na internecie, by nieco nie zaśmiecać tekstu samego w sobie, a jak uda mi się skonstruować samemu szablon, poduczyć w tworzeniu galerii i ewentualnie migrować z Bloggera to znajdę lepsze rozwiązanie. W poniższym linku panoramki oraz zdjęcia klasztorów, które opisuję.

Link do zdjęć:  https://photos.app.goo.gl/9E1UpgAziXQn2mZr9

Wyjechaliśmy nieco po piątej, kiedy słońce jeszcze miało co najmniej godzinę snu. Przyjeżdżając na szóstą, mieliśmy nieprzyjemne zaskoczenie. Cały darmowy parking koło skoczni został już zajęty, choć wcale tak mało samochodów się tam nie mieści. Byliśmy zmuszeni podjechać nieco bliżej obiektu narciarskiego, gdzie był plac parkingowy już płatny. Choć w rozsądnej cenie, coś koło 20zł, dokładnie nie pamiętam. Wysiedliśmy i praktycznie od razu ruszyliśmy w stronę busów i taksówek (które są tylko złotówkę droższe, więc polecam). Powodem tego pośpiechu była nasza chęć jak najszybszego znalezienia się na szlaku.



Goryczkowa Czuba idąc od strony Kasprowego, a za nią Tatry Zachodnie

Jak już podjechaliśmy pod Kuźnice i wyszliśmy nieco w kierunku kasy „Dolina Kondratowa”, mogliśmy zjeść nasz pierwszy posiłek dnia. Wcześniej byliśmy całkowicie na czczo, no może oprócz uzupełnienia płynów. Już wtedy, przed dziesiątą, zaskoczyło nas wiele małych grupek ludzi, które pędziło dzielnie do góry. Po posileniu się szybko podleciałem do kasy zakupić książeczki i od razu je podbić. Nie wchodziliśmy jednak wyżej jeszcze. My jednak mieliśmy dwa inne punkty przed zapłaceniem za wejście do parku.

Pierwszym był znajdujący się obok klasztor Albertynek. Bardzo ładne miejsce, w szczególności, że jeszcze tam nikogo nie było. Był tam domek brata Alberta (jeszcze zamknięty), mała piękna drewniana kaplica, oraz do tej kaplicy dołączony również drewniany budynek, w którym zapewne mieszkały siostry. 

 

Piękny widok na Suche Czuby Kondrackie z wieńczącą je Goryczkową Czubą, za nimi Kasprowy i Świnica, a po prawej Cicha Dolina Liptowska (przytaczana już parę razy na łamach bloga)

Drugim był klasztor Albertynów na Śpiącej Górze, kwadrans drogi w drugim kierunku. Był to o wiele większy budynek, mający murowane części i dziedziniec (niestety zamknięty). Sama kaplica, którą mogliśmy odwiedzić, też była przyjemna. Później postanowiliśmy pójść sobie dalej w las, bo zobaczyliśmy tam drobną ścieżkę. Ciekawość kazała nam to sprawdzić. Okazało się, że doszliśmy do małego punktu widokowego. Były tam dwie drewniane podkładki, które służyły do siedzenia i ładny widok na wyższe partie Tatr w tym Myślenickie Turnie. No, dobre miejsce na medytację dla braciszków.

Jak schodziliśmy sobie z tej niewielkiej górki, to wspominałem sobie to muzeum koło Wodogrzmotów Mickiewicza (z jednego z ostatnich postów). Dokładniej to moją świeżo nabytą wiedzę, o tym, że wyścig Tatrzański do Morskiego Oka, był na żywo transmitowany w radio… a to były lata dwudzieste XX wieku. Wróćmy jednak do wycieczki.


Rusałka pokrzywnik (Aglais urticae) na wrzosie

Mieliśmy nawet dobry czas. Do Kalatówek prowadziła nas prosta droga, przed dziewiątą byliśmy tam. Nawet nie wiedziałem, że to taki dobry punkt widokowy. Całą linię kolejki na Kasprowy można zobaczyć. Później poszliśmy na schronisko na hali Kondratowej, też było płasko i prosto. Zrobiliśmy sobie tam mały odpoczynek i parę zdjęć (widzę, że jakąś złośliwą koleją rzeczy dużo zdjęć robionych z komórki gdzieś mi się podziało… mam przynajmniej tez z lustrzanki). Z powodu nawet dobrych cen postanowiliśmy sobie zjeść też ciepły żurek, który nieco nas rozgrzał.

Pogodna nie była do tego momentu zachęcająca. Dopiero co podnosiła się mgła i było dość szaro. Jak skończyliśmy nasze stołowanie się w schronisku, wyszło piękne słońce, które aż prosiło o to, by robić zdjęcia okolicy. To robiłem te zdjęcia. Doliną Kondratową od tamtego miejsca zaczęliśmy się wspinać aż do przełęczy pod Kopą Kondracką. Wystarczyło się raz czy dwa obrócić, by naprawdę się zachwycić, w szczególności, że obok nas praktycznie cały czas był cały masyw Giewontu.


Zejście do Doliny Zielonej Gąsienicowej z Kasprowego z Widokiem na Tatry Wysokie

Nie wyszliśmy na Kopę Kondracką, choć naprawdę był to rzut beretem. Widzieliśmy go jak był na wyciągnięcie ręki. Niestety nie mieliśmy ani dodatkowej godziny zaplanowanej (a teraz idzie zima i dni są krótsze), ani zgromadzonej dodatkowej energii. Ja pobiegałem z aparatem wokół przełęczy robiąc zdjęcia, a rodzice (do których później dołączyłem) robili sobie drobny odpoczynek. Znów ilość naczelnych nas zdziwiła, a tym bardziej ilość ssaków idących w kierunku Kasprowego. Myśleliśmy, że to będzie mało uczęszczany szlak.

Jednak po stosunkowo krótkim czasie przekonaliśmy się, że faktycznie jest pięknie i mogą tu być ludzie. Przed tą wycieczką, nawet nie wiedzieliśmy, że istnieje coś takiego jak Goryczkowa Czuba. Piękna dość poszarpana grań prowadziła nas obok tego szczytu podobnie jak trzech dolin: wspomnianej Kondratowej, Goryczkowej (też po polskiej stronie), oraz Cichej Liptowskiej (już po słowackiej). Ogólnie to naliczyłem na naszej trasie pięć dolin, które mieliśmy okazje obserwować. Do tych trzech dochodziły bowiem Zielona Gąsienicowa oraz Jaworzynki.


... a śmigłowce TOPR-u niestety jak zwykle były w ruchu

No przepięknie było. Spokojnie sobie doszliśmy do Kasprowego, a stamtąd zeszliśmy do opisywanej już w tekście o Świnicy, Doliny Zielonej Gąsienicowej. Później praktycznie powtórzona trasa do Murowańca, a stamtąd do Kuźnic. By jednak nie było zbyt dużo tej powtórki, to, zamiast schodzić niebieskim szlakiem upłazem Skupniów i przez Boczań, postanowiliśmy wybrać zejście żółtym doliną Jaworzynki.

O siedemnastej trzydzieści byliśmy już z powrotem na parkingu koło skoczni. Niby wcześnie, ale jednak by wydostać się z Podhala w niedzielę, to trzeba poświęcić godziny na stanie w korkach, to jest najmniej lubiana część wycieczki przez kogokolwiek.

Miłego
Adiabat
30.09.2020

Polecam wpis na blogu "Góry według Hemli i Wojtusia" - mają genialnie opisane panoramy
Link: http://hemli-w-gorach.blogspot.com/2013/08/goryczkowa-czuba.html

do góry

Komentarze