Gorc z Ochotnicy Dolnej - 04.12.2022

Piszę to z perspektywy miesiąca, miesiąca, którego zabieganie uniemożliwia często poświęcanie takiego zasobu czasu na pasje, jaki by się chciało. Bieganie za prezentami, Święta, Sylwester, zajmuje główne miejsce w naszych głowach tego okresu. Tym razem było nie inaczej, gdzie w moim przypadku nawarstwiło się wiele wydarzeń, że na chwilkę odłożyłem pisanie na łamach tego bloga. W przeciwieństwie do poprzedniej "dziury" tutaj wszystkie teksty już mam nadrobione. Wrzucone zostały jednocześnie na portal. Kończąc ten nudny wstęp, wróćmy do wspomnienia ostatniej wycieczki.

Link do galerii: https://photos.app.goo.gl/TB9B5ifhyHhuZvyh8

Góra, która dzierży podobną nazwę co pasmo, jest wysuniętym najbardziej na wschód wierzchołkiem Gorczańskiego Parku Narodowego. Gorc, bo to o nim będzie dzisiejszy tekst, mierzy około 1230 metrów. Jednak interesująca w nim jest nie jego wysokość, która, mimo że przekracza każdą z gór okolicznych Beskidów (a dokładniej Wyspowego, Makowskiego) oraz Pienin, nie konkuruje z nieodległym Turbaczem. Wieża widokowa tam będąca była już celem naszej wycieczki parę lat temu, gdy odwiedzaliśmy to miejsce, idąc z Rzek niebieskim szlakiem. Niewiele jednak pamiętając oraz tym razem będąc zaopatrzonym w lustrzankę, postanowiliśmy jeszcze raz zobaczyć jaki widok się stamtąd rozciąga. Za szlak przyjęliśmy ten wychodzący z Ochotnicy Dolnej, a oznaczony kolorem zielonym. Przechodzi on przez drobniejsze szczyty, nieopisane na miejscu tabliczką, jak Wierch babiniec, czy Jaworzynka Gorcowska.

Najtrudniejszym etapem, jak zawsze nie do końca sprawdzając okolice, było znalezienie parkingu. Będąc w tych okolicach któryś już raz oraz mając stosunkowo niedaleko do samego pasma, przyjęliśmy filozofię "jakoś będzie". Pierwsze chcieliśmy parkować, gdzieś koło drogi, ale jednak później znaleźliśmy wyśmienity duży parking po zjechaniu z głównej drogi i przejeżdżając przez rzekę. Godzina 8:30 wybiła już na zegarku, więc zjedliśmy śniadanie i pomaszerowaliśmy w górę, gdzie cel oddalony był o około 7,5 kilometra. A przynajmniej tak było na tabliczce przybitej do mostu. Jako ciekawostkę mogę podać, że była to nasza pierwsza wycieczka w grudniu kiedykolwiek. Choć aura zupełnie na to nie wskazywała. Brak śniegu bardziej mówił o przedzimiu, czy późnej szarej polskiej jesieni. Co prawda jeszcze to nie jest astronomiczna zima, to jeszcze pamiętam czasy jak już w listopadzie, ba październiku, można było rzucać się śnieżkami.

Przejście przez most w Ochotnicy Dolnej nad rzeką Ochotnica. Widok na okoliczne wzgórza - Goły Wierch, Tworogi

Szliśmy przez dwa kilometry asfaltem. Nie była to najprzyjemniejsza droga, bo podłoże już było troszkę śliskie. Jednak patrząc w tył, wynagragradzał widok na masyw Lubania majaczący nad wsią. Gdzieniegdzie jeszcze się roztaczała taka drobna poranna mgła, która dość szybko zniknęła nam z oczu. Mogłem porobić zdjęcia przysiółku (albo wielu) wraz z paroma kapliczkami, które można było zobaczyć przy drodze. Najciekawszym jednak była mała kamienna zapora, czy też tama znajdująca się na Gorcowskim Potoku. Wygląda na starą konstrukcję, może jeszcze nawet pamiętającą czasy Galicji. Podobną, choć odrobinę mniejszą widzieliśmy wcześniej w Osielcu na tamtejszym potoku. Fajnie byłoby się dowiedzieć o historii takich obiektów, ale nawet nie wiem, jak zacząć szukać takich informacji. A takie chciałbym pierwsze zdobyć przed nawet planem pójścia gdziekolwiek po więcej danych.

W końcu mogliśmy naszymi stopami dotknąć miększego podłoża szerokiej drogi leśnej. Jednak w tym przypadku przymiotnik "miękki" jest tylko zwrotem retorycznym, bo cała gleba była zmrożona. Podobnie jak niektóre grzyby, które mogliśmy zobaczyć na naszej drodze. Przy jednym oblodzonym podejściu nawet myśleliśmy czyby nie ubrać zabranych ze sobą raczków. Po przejściu jednak wystarczyły tylko kije. Sama trasa nie prowadzi stromo do góry, jest to bardziej przyjemny spacerek, gdzie nawet nie zauważa się, jak nabiera się metrów. Gdzieniegdzie była okazja skorzystać z okienka widokowego obserwując na przykład Lubań z rozhledną na jej szczycie. Czasem pozwalam sobie na taką drobną bohemizację języka, z góry przepraszam purystów.

Bardzo ciekawa stara kamienna tama na Gorcowskim Potoku

W wyższych partiach lasy można było zobaczyć i zostawić ślady stóp na śniegu, choć pamiętam nawet, jak zaskoczony byłem tym, że tydzień wcześniej będąc z kolegą na Lubogoszczy (o wiele niższej) całkowicie spowijał nas śnieg. Tutaj tylko lekki akcent czwartej pory roku. Te płaty białości były tylko, no, płatami. Dało się bowiem w ciągu dziesięciu minut zobaczyć to zieleń, to kolor papieru. Oczywiście śnieg, na widzianych w oddali przez nas wtedy Tatrach, przykrywał całe pasmo. Ale w końcu to o tysiąc metrów wyższe szczyty. Wtedy właśnie była pierwsza dobra okazja do wyciągnięcia aparatu. Nie, żebym po drodze nie robił zdjęć, wręcz przeciwnie, ale na tej drobnej polanie mogliśmy dostrzec całe najwyższe pasmo Karpat w pełnej krasie. Było to chyba przed Wierchem Babiniec, choć nie jestem pewny. Przy porannym słońcu, które nie oślepiało, można było widzieć ogromną ilość szczegółów grani i dolin. Próbowałem uchwycić jak najwięcej, lecz zawsze na żywo przeżywać widok to nie to samo co rejestrować go niedoskonałym przyrządem. Mogliśmy też zauważyć dwa balony, pewnie turystyczne, wznoszące się w oddali.

Wychodząc z lasu na wysokości około 1050 było biało. Można było w końcu powiedzieć na to "zimowe wyjście". Otworzyły się też piękne panoramy na okoliczne szczyty. Koło Jaworzynki można spotkać kapliczkę wraz z ołtarzem. Jest to dobre miejsce do odpoczynku i obserwacji Koziarza, Radziejowej, czy wspomnianego już parę razy Lubania. My jednak nie zatrzymaliśmy się i poszliśmy dalej. Każda minuta zwłoki mogła przynieść zmianę pogody i widoczności, a wraz z tym i popsucie się widoków. W końcu miałem zrobić panoramę z obecnej tam drewnianej wieży. Tą z kolei widzieliśmy już jak była tuż tuż. Nie chciało się wierzyć nam w zapewnienia na drogowskazie, że jeszcze przed nami godzinę marszu. Wydawało nam się to przeszacowaniem. Ostatnie metry, w szczególności jak trzeba było zejść do lasu na drobną ścieżkę, dłużyły się nam. Finalnie jednak znaleźliśmy się u celu.

Obrazek coraz częściej do zobaczenia tylko w archiwach - śnieg. Tu zmrożony, zalegający na borowacinach.

Na szczycie było już parę osób, które przyszły z innych kierunków. Od razu powędrowaliśmy schodami do góry. Powiem tak, dzisiaj panorama z wieży widokowej na Gorcu plasuje się u mnie na pierwszym miejscu w kategorii widoków z takich budowli. Widoczność 10 na 10, było przejrzyście jak nieczęsto się zdarza. Śniegu za wiele nie było, choć fajnie akcentował wierzchołki. Widać było Lubań, Radziejową, Tatry z detalami, Beskid Wyspowy z Luboniem, Szczeblem, Lubogoszczą, Mogielicą. No było pięknie. Na szczycie spędziłem jakieś z pół godziny trzaskając zdjęcia. Tam też, dla fanów pieczątek, znajduje się pamiątkowy stempel, podobny do reszty wież z tej gminy.

Troszkę się rozczarowałem, gdy wróciłem do domu zgrywać zdjęcia na dysk, bo w szczególności widoki na Beskid Sądecki z Radziejową i Lubań w szerokim kadrze wyszły mi trochę prześwietlone. Słońce akurat tak padało, a ja byłem tak rozentuzjazmowany, że nie sprawdziłem jakości wykonywanych fotek. Wcześniej też denerwowałem się na zbytnią jasność kadrów fragmentu Beskidu Wyspowego, choć teraz jak patrzę na nie, to nic im nie brakuje. Zresztą węższe kadry są już w porządku, a z nich finalnie mam składać panoramy. Było mi też smutno, bo nie oddawały tego, jak było pięknie. Definitywnie kiedyś tam wrócę. Więc jak zobaczycie za dekadę kiedyś panoramę 4K 360 stopni obiektywem teleskopowym, to będę ja.

Widok na Lubań, Kostrzą, Radziejową i dalej Beskid Sądecki. Widok spod kapliczki na Jaworzynie Gorcowskiej, szczyt zwany ponoć też Piorunowcem.

Z ciekawych obrazków to też mogłem sobie porównać, korzystając z prywatnego archiwum, jak wyglądał Modyń sprzed wybudowania tam konstrukcji. Nie jest to oczywiście duża różnica, ale ja troszkę porównuję ją do zaobserwowania na nieboskłonie kolejnej drobno świecącej gwiazdy. Patrząc się na okolicę, w szczególności ze szczytu Gorca, może zabraknąć palców u rąk w zliczaniu wież widokowych. Po zejściu z tarasu usiadaliśmy koło znaku informującego o nazwie i wysokości miejsca, w którym się znajdowaliśmy. Zjedliśmy zasłużony posiłek złożony z pieczywa. Magicznie nie było koło nas żadnej osoby. Tylko potem przyjechały trzy osoby na elektrycznych rowerach albo motorach. Nie ważne, był to jakiś jednoślad. Zaparkowali przy podstawie budowli i polecieli schodami do góry.

Nas czekało zejście w dość mocnym świetle złotych godzin. Z tego co pamiętam, to było nawet dość ciepło, w szczególności będąc obróconym do słońca. Tatry, zgodnie z naszymi przewidywaniami, utopiły się w cieniu, przez co o wiele ciężej było rozróżnić szczegóły ich powierzchni. Natomiast porobiłem ładne zdjęcia tego, czego nie do końca mi się udało wcześniej, czyli widoku w kierunku Radziejowej. Tym razem, już się nie spiesząc, mogliśmy odpocząć przez wspomnianej już kapliczce. W niej pięknie wykonana Pieta. Nie wiem dlaczego, ale właśnie w tych regionach najczęściej można zobaczyć właśnie w takich miejscach, albo rzeźbę przedstawiającą Maryję, Jezusa Frasobliwego, lub właśnie Pietę. Na pewno ma to jakiś głębszy powód, ale by to odkryć, pewnie trzeba byłoby przeprowadzić długie studia kultury lokalnej.

Kaplicza na Jaworzynie Gorcowskiej, tuż pod szczytem Gorca.

Schodząc, nie mam jakiś ciekawych kolejnych opowieści, bo trasa była tą samą, którą weszliśmy. Tylko zachodzące Słońce i pięknie widniejący na niebie będący ciut za pierwszą kwadrą Księżyc. Pamiętam tylko, jak rozmawialiśmy o problemach systemu edukacji. Problem o tyle mnie interesujący, co już niedotyczący. Przechodząc przez Ochotnicę Dolną, mogliśmy zobaczyć rodzinę pięknych gęsi biegnących koło potoku. Obok były kozy, które pasły się na bardzo stromym zboczu leśnym. W końcu, gdy dotarliśmy koło parkingu, chciałem jeszcze zrobić zdjęcie tej samej panoramy, co o poranku. W tym miejscu akurat ćwiczyła jeździectwo i skoki przez przeszkody jakaś młoda pani. Przy okazji robienia panoramy uwieczniłem też jej jazdę. Mam nadzieję, że nie zdekoncentrowałem, bo w tym momencie jak skanowałem horyzont, przewróciła belkę. Jednak parę minut później i znów ćwiczyła dalej. Podsumowując, była to bardzo udana wycieczka, w szczególności, że pogoda się udała i widoki też się udały. Mam nadzieję tylko, że styczeń nie zaserwuje nam takich rewelacji pogodowych jak końcówka roku. Choć po prognozach nie ma co być optymistycznym.

No i oczywiście na sam koniec chciałbym wszystkim, którzy przeczytali ten drobny tekst życzyć wszystkiego dobrego na nadchodzący rok oznaczony numerem 2023.

Miłego,
Adiabat
05.01.2023

Komentarze