Magurki z Jaszczy - 06.01.2023

Co roku w pierwszym tygodniu stycznia wychodzimy gdzieś na spacer. Niekoniecznie musi to być taki, który opisałbym w takiej notatce. Tym razem troszkę późno, bo dopiero w Święto Trzech Króli mieliśmy okazję gdzieś się wyrwać. Znów, podobnie jak na zakończeniu starego kalendarza, zwróciliśmy swój wzrok w Gorce. Z dwóch planów wygrał ten, który na swojej drodze miał wieżę widokową — ostatnią niezdobytą przez nas z serii czterech znajdujących się w ramach gminy Ochotnica Dolna. Wstałem więc o 6:00, gdy jeszcze ciemność była dookoła. Stosunkowo mało spałem, w szczególności, że w nocy były dość silne wiatry. Zajęliśmy miejsca w samochodzie i pojechaliśmy do Ochotnicy Górnej.

Link do galerii: https://photos.app.goo.gl/KXfQeYcZFdJPSQXU7

Śmieje się, że już tyle razy jechaliśmy tymi drogami, że niedługo będę mógł z głowy rysować mapy. Okolica jest urokliwa nawet do samego przejechania się autem, bo przednia szyba skierowana jest na Kostrzą (na której już byliśmy), a boczne na inne ciekawie wyrzeźbione wzgórza. Wyliczyliśmy nasz przyjazd kwadrans przed dziewiątą. Idealnie się składało, że msze we wsi są o siódmej i dziewiątej. Mogliśmy więc liczyć na to, że kościół będzie otwarty. Z zewnątrz to ogromny budynek o ciekawej ostrej bryle. Tak jak myśleliśmy, udało nam się wejść do środka, a na nasze szczęście prawie nikogo nie było. Mogłem więc porobić zdjęcia ciekawym płaskorzeźbom i całemu wystrojowi świątyni. Niestety było ciut ciemno, choć instrument mój dawał radę. Mają też bardzo ładną szopkę Bożonarodzeniową. Później obleciałem jeszcze naokoło budynku, by zrobić parę zdjęć jak wygląda z zewnątrz. Wtedy też tata zawołam mnie, bym podszedł. Okazało się, że jest otwarta kaplica. Drzwi nie były zamknięte, a wewnątrz zamka widać było klucze. Tutaj po paru fotkach w bardzo ciemnym pokoju, jaśniej już jest podczas pełni, musiałem uruchomić lampę błyskową. Zazwyczaj nie fotografuję ze wsparciem lampy, jakoś nie mogę się do niej przekonać. Dodatkowo takie urządzenie nie oświetli mi oddalonych szczytów.

Już do wewnątrz zaczęli wchodzić ludzie zbierający się na kolejne nabożeństwo, więc my skierowali się autem na obok znajdującą się wąską dróżkę. Ta prowadzi do przysiółka Jaszcze, gdzie jadąc w głąb, mieliśmy znaleźć parking. Tą drogą prowadzi też "Kasia Niewiadoma Ochotnica Challenge", czyli szlak rowerowy nazwany imieniem naszej kolarki szosowej utytułowanej na Mistrzostwach Świata i Europy, a także Igrzyskach Europejskich. Oznaczenie tego szlaku widzieliśmy też na przełęczy Knurowskiej. W końcu po kawałku drogi znaleźliśmy prywatne miejsce postojowe. Na słupie była przybita informacja, że kosztuje to 10 zł. Nie widzieliśmy nikogo, więc założyliśmy, że jak ktoś nas zaczepi jak wrócimy, to wtedy zapłacimy. Zjedliśmy tradycyjnie śniadanie, na które składała się kanapka z chleba upieczonego przez mamę. 

 

Skromny, ale piękny ołtarz w kościele w Ochotnicy Górnej

Na samym początku mieliśmy problem z odnalezieniem szlaku. Niby był drogowskaz, który pokazywał, w którym kierunku iść, ale nas interesowało jakieś zielone oznaczenie. Jako że była to ścieżka przyrodnicza, a nie szlak PTTK, to był też inaczej oznaczony — pasy biało-zielono-białe obrócone w 45 stopni zgodnie z zegarem i przycięte do kwadratu. Niedługo potem znaleźliśmy to na jednym z drzew. Była też tam tablica, która informowała nas o rozpoczęciu spaceru szlakiem kultury Wołoskiej. Wołosi, to zbiorowy termin na grupy etniczne pochodzące z półwyspu bałkańskiego. Głównie posługiwali się językami rumuńskimi. Dali początek takim grupom etnicznym jak Łemkowie, Bojkowie, Huculi. Tablice te dość ciekawie informowały o okolicy. Również można było dostrzec numerowane drewniane słupy, które śledziły przebieg trasy. Mnie osobiście przypominały jakiegoś Światowida, choć bez twarzy.

Idąc tak po uroczym lesie, gdzie zanudzałem historią poznaną z jednego z kryminalnych podcastów, doszliśmy do jakiś drewnianych domów. Okazało się, po przeczytaniu tablicy informacyjnej, że jest to gospodarstwo Królczyków. Jako że ładne i ciekawe były to budynki, to postanowiliśmy przejść obok i porobić zdjęcia, a ze wzgórza, na którym się znajdowało również panoramę. Zobaczyliśmy również drewniane rzeźby twarzy i sów. Nie wchodziliśmy jednak do środka, bo wywnioskowaliśmy, że jest zamieszany — tata w oknie dostrzegł jakieś dziecko, a później poszedł dym z komina. Teraz po wyszukaniu na internecie dowiedziałem się, że w istocie w tym miejscu jest agroturystyka. Obok niej prowadzone są warsztaty rzemieślnicze, a nawet jakieś wspólne wędrówki po okolicznych szlakach. Pod tekstem podlinkuję ich stronę internetową.

Osiem. Takie słupki można było co jakiś czas spotkać na trasie.

Odrobinę wyżej, idąc za szlakiem, można obserwować piękny widoczek. Stojąca obok tablica informowała o tym, na co na naprawdę patrzymy. Była starannie przygotowana, bo obok opisu szczytów, można było przeczytać, jak nazywają się wszystkie wzgórza, a nawet potoki w dolinach. Niektóre przysiółki też były wyróżnione, ale jednak najbardziej widoczne były Jaszcze, na które akurat padało światło. Z gór, to nie zaskoczę, mówiąc, że widać było Kosiarz, Jasiennik, no i oczywiście Lubań. W sumie ten ostatni widać prawie z każdego miejsca, a ja nie mogę się tak powtarzać, bo wyjdzie, że tylko ten szczyt znam [śmiech]. Od tego miejsca, a dokładnie mówiąc od słupka o numerze piętnaście, pojawił się też śnieg. W ramach dygresji na tych palikach było przybite jakieś logo, które mogłoby być wzorem jakieś pieczątki. Taki sam symbol widoczny był również na tablicach. Chciałem więcej się dowiedzieć, ale Google Lens nie znalazł nigdzie indziej takiego wzorku.

Co jakiś czas też można było zobaczyć solidne drewniane ławeczki, na betonowych podparciach. Śmiałem się mówiąc, że da się w końcu postawić ławkę, bez trąbienia jakimiś tabliczkami, czy czymś, że jest finansowana w ramach jakiegoś funduszu rozwoju, czy czegoś. Ten komentarz to dlatego, że troszkę męczy mnie to, że potrzeba jakiegoś specjalnego projektu, by postawić jakąś ławeczkę, czy coś zrobić ze szlakiem. Przywołuję wspomnieniem szczyt Lasek w Beskidzie Żywieckim, gdzie nawet tabliczka z nazwą miejsca jest wypłowiała i czeka na lepsze czasy. A to nie kosztuje dużo. Znaczy, wracając już do tego szlaku, to te ławeczki wyglądały naprawdę porządnie. Ktoś musiał się napracować, by je postawić i w takiej ilości. Niestety nie można było z nich wygodnie skorzystać, bo były oblodzone.

Widok na Gorce, tak to znowu Lubań, tuż nad Gospodarstwem Królczyków

Jednak ta zmrożona kołderka, bo to puch na pewno nie był, ładnie wyglądała na polanach i koronach drzew. Zaczęliśmy też widzieć słupy sygnowane logiem Gorczańskiego Parku Narodowego, a nie tylko tak jak wcześniej te ze ścieżki przyrodniczej. Mogło to nas informować, że jesteśmy już w GPN-ie, albo ciut obok niego. To jest kolejny moment, gdy uznaliśmy, że wprowadzenie opłat na terenie tego parku w wielu rejonach mija się z celem — nie ma ku temu infrastruktury (budek). Dodatkowo ta infrastruktura, gdyby powstała, to na większości tras na siebie nie zarobi. Zresztą sam park zaczyna się w szczerym lesie nawet nie wiadomo gdzie. Sprawdziłem na mapie i tam dopiero chroniony obszar zaczyna się za wieżą widokową, z wyjątkiem połaci terenu gdzieś w szczerej puszczy.

Niewiele dalej, koło wierchu Borsuczyzny, był kolejny widok. Tym razem kadr mieliśmy na Gorc i Gorc Troszacki. Niestety ten drugi był niewidoczny, a szczyt tego pierwszego znajdował się w niskich chmurach. Sama tablica była oblodzona, że ciężko nawet było to zdrapać, by cokolwiek przeczytać. Nie było też jakichś podejść, praktycznie całą trasę przeszliśmy po płaskim. Nie wiedząc, kiedy weszliśmy na polanę Magurki, z bardzo niewybitnym szczytem o tej samej nazwie. Miejsce bardzo urokliwe, w szczególności w zimowej aurze. Jednak, gdy dzisiaj sprawdziłem widok z kamerek online umieszczonych na gorczańskich wieżach, to już ten teren był żółty z traw. Mieliśmy więc troszkę szczęście, że załapaliśmy się na taki klimat, bo szczerze powiedziawszy, troszkę mi go brakowało. Ta pora roku wyglądała jak zima może przez niecałe dwa tygodnie. Poza tym mogłem ją doświadczyć jedynie na dwóch poprzednich wycieczkach. Przynajmniej w przybliżeniu. Oczywiście ciepły grudzień i styczeń jest dobry z punktu widzenia kryzysów, z którymi się mierzymy, ale nom tak troszkę dziwnie jest z pogodą.

Ten szlak jest dziecinnie prosty, tak nawet, że dzieci nie płaczą.

Natrafiliśmy na moment, gdzie pięknie były widziane Tatry, ze wszystkimi szczegółami. Wydawały się być tak blisko, jakby na wyciągnięcie ręki. Szkoda, że drzewa zasłaniały cały horyzont i zostawiały tylko małe prześwity. Dotarliśmy tak do głównej atrakcji tego dnia. Była nim 27-metrowa wieża widokowa. Oprócz nas, przy niej były jeszcze dwie osoby. W ogóle podczas całego spaceru zaskoczyło nas, ile w ten dzień osób postanowiło pójść w tak mało popularne miejsce. Sam widok nie jest aż tak zapierający dech w piersiach, jak z Gorca, czy nawet Lubania. Mimo wszystko te szczyty jednak od Magurek są wyższe. Fajnie jednak było zobaczyć z okolicę z wyższego pułapu jak zawsze zresztą. Stronę północną zasłania ciut wyższe pasmo gorczańskie ciągnące się od Kiczory do Gorca. Największy walor konstrukcji, a mianowicie tatrzańska panorama, zdążyła się całkowicie zasnuć niskimi chmurami. Jakoś byłem z tym pogodzony, że nie uchwycę tym razem tego widoku. Postanowiliśmy, że wrócimy tutaj jeszcze raz, może na jesień, albo następny rok, nadrobić te zaległości.

Na szczycie każdej z czterech wież gminy Ochotnica Dolna, jest drobny stempel pamiątkowy do przybicia. My zebraliśmy już wszystkie, choć jakoś nie spieszy nam się do odbierania jakichś odznak czy czegoś. Podczas robienia zdjęć zauważyłem, że kamerka na tym tarasie łypie na mnie swoim okiem. Pomachałem jej, a ona natychmiast się obróciła, jakby się zawstydziła. Pierwsze myślałem, że jakiś operator, czy ochroniarz patrzył przez nią. Wydawało mi się, że druga z kamer jest do powszechnego dostępu. Teraz jednak po sprawdzeniu strony gminy, myślę, że to jednak była zautomatyzowana kamera internetowa. Nie wiem, czy już wspominałem, ale z każdej z rozhlednej w gminie, można widok obserwować przez internet. Podam pod tekstem adres strony.

Szczyt Magurek, pięknie ośnieżony, wraz z 27-metrową wieżą widokową

Jedząc zasłużony posiłek koło konstrukcji, minęła nas starsza grupa śpiewająca różne pieśni. Jak weszli po schodach do góry, to można stamtąd było usłyszeć kolędę. Nie pamiętam już, jaką wykonywali, ale wydzierali się dość głośno. Powiało takim harcerskim duchem. Później zabrali się za śpiewanie ludowej pieśni "Lipki". Tą zapamiętałem, bo od razu sprawdziłem na internecie, po posłyszeniu jednego z wersów. Utwór ten spopularyzowany został przez zespół "Rokiczanka", ale jest on zdecydowanie starszy. Tekst i melodia do niej występują nawet w tekstach Oskara Kolberga — etnografa z epoki romantyzmu. Doszedł do tej grupki jeden, który miał na głowie plastikową koronę. Pytaliśmy żartobliwie, gdzie się podziali pozostali, w końcu to święto trzech króli.

Kontynuowaliśmy nas spacer dalej. Trasa była pętlą, a my nawet połowę jej nie przeszli. Zresztą mieliśmy jeszcze jeden punkt wycieczki do zobaczenia. Dotarliśmy do polany Pańska Przechybka, znajdującej się na przełęczy o tej samej nazwie. Widok z niej nie jest ciekawy, ale nieopodal znajduje się miejsce o znaczeniu historycznym. Paręset metrów od niej, w lesie stoi słynny pomnik bombowca Liberator "California Rocket". Fragmenty tej drugowojennej maszyny można zobaczyć we Wiejskim Ośrodku Kultury w Ochotnicy Górnej. Ekspozycja nazywa się "Lotnicze Ślady w Gorcach". Fragment kadłuba też znajduje się na samym pomniku. Obok niej można przeczytać o całym tym wojennym epizodzie na tablicy obok. Zresztą mocno udokumentowane to zdarzenie jest również na Wikipedii, czy źródłach internetowych.

Pomnik katastrofy bombowca B-24 Liberator z 1944 r.

W skrócie, w grudniu 1944 roku leciało samolotem 10 amerykańskich żołnierzy. Mieli misję zbombardowania niemieckich zakładów produkcji benzyny w Dworach koło Oświęcimia. Ostrzał artyleryjski spowodował zniszczenie trzech silników. Zadecydowano o odwrocie, wiedząc, że na jednym silniku daleko nie dolecą. Ten padł, gdy przelatywali nad Gorcami. Wszyscy, oprócz pilota, wyskoczyli w spadochronach, lądując na stokach górskich. Mieszkańcy Ochotnicy, którzy zauważyli zdarzenie, wraz z partyzantami AK uratowali żołnierzy. Pilot zaginął, prawdopodobnie rozbijając się razem z maszyną, choć jego ciała nie odnaleziono. Reszta szczęśliwie wróciła przez Włochy do ojczyzny. Kiedy odsłaniany był pomnik, to trzech w ocalonych brało udział w uroczystościach.

Idąc dalej do polany Łonna chwaliliśmy jak bardzo zadbana droga do niej prowadzi. Ewidentnie była przygotowana z myślą o dojściu do pomnika. Odprowadzenie wody, studzienki, kamienna posadzka, którą miejscami przysypała już ziemia. Między sobą rozmawialiśmy, że musiało to wszystko troszkę gminę kosztować. Docierając powoli do zabudowań, w lesie znów minęła nas ta sama wesoła gromadka wraz z królem (tym razem innym). Tata skorzystał z okazji i pożyczył koronę do dwóch zdjęć. Najbardziej nie na miejscu dla nas była piękna drewniana brama ustawiona pośrodku lasu. Informowała o granicy Parku Narodowego, z którego teraz wychodziliśmy. Zastanawiamy się, kiedy postawią tu budki z opłatą, bo ta konstrukcja wygląda jak pierwszy krok ku temu.

Wejście do Gorczańskiego Parku Narodowego tuż nad przysiółkiem Jaszcze.

W końcu weszliśmy na asfalt, co oznaczało ostatni odcinek wycieczki. Trawersowaliśmy Jaszcze, które w tym miejscu zaznaczały się pojedynczymi niedaleko od siebie oddalonymi domkami. Obok nas płynął potok, od którego nazwę wziął przysiółek. Obok minęliśmy jeszcze ciekawy krzyż ze stojącą obok maryjną kapliczką z przełomu XIX i XX wieku. Na niej przybita jest litografia z niezbyt popularnym w tej okolicy przedstawieniem Matki Boskiej Gidelskiej. Następnym razem, przy mniejszym stanie rzeki, muszę zrobić zdjęcie temu obiektowi z bliższa. Dotarliśmy tak do auta i zapłaciliśmy młodzieńcowi za parking. Akurat stał na drodze, tak jakby właśnie na nas czekał.

Wyjechaliśmy spokojnie z Ochotnicy, po dość krótkiej wycieczce. Można było zażartować, że więcej jeździliśmy autem, niż chodziliśmy po wzgórzach. Było to około dziewięć i pół kilometra cytując za mapą. Jednak była to dobra trasa na rozpoczęcie roku. Następną planujemy już odrobinę dłuższą. Jedyne co mnie mogło odrobinę złościć, to jak słońce pięknie świeciło. Wtedy, właśnie jak już mijaliśmy kolejne pasma górskie akcentowane promieniami. Wnioskowałem stąd, że teraz najwyższe szczyty Polski i Słowacji z Magurek musiało być widać bez problemu.

Samiec daniela nazywa się bykiem, tutaj ładnie pozuje z dość bogatym porożem, w hodowli w środku wsi Kamienica

Tu by się kończył opis wycieczki, gdyby nie to, że jechaliśmy przez wieś Kamienica. Za każdym razem patrzymy, czy na polu koło rynku i kościoła nie pasą się czasem daniele. Daniele, jelenie i sarny, to trzy różne, choć podobne do siebie gatunki. Nie prawdą jest, że jeleń to samiec, a sarna to samica tego samego gatunku. Dopiero po gruntownym sprawdzeniu na internecie czym się różnią te trzy gatunki, mogłem po charakterystycznym porożu byka stwierdzić, z czym mam do czynienia. Tak jak niektórzy mają pastwiska owiec, tak tutaj można obserwować, jak gryzą trawę te kopytne. Dlatego że droga i ludzie są blisko, to zwierzęta te nie są płochliwe. Porobiłem zdjęcia, razem z samcem, który tylko mnie obserwował co takiego robię. W przeciwieństwie do łani to całkiem ładnie pozował. Na tym bym kończył troszkę przydługi opis krótkiej wycieczki. Widzimy się na szlaku albo na następnym tekście.

Miłego
Adiabat
07.01.2023

Linki:
- Liberator w Gorcach: https://historiaposzukaj.pl/wiedza,wydarzenia,858,liberator_w_gorcach.html
- Gospodarstwo Królczyków: http://podmagurka.pl/#start
- Cztery wieże widokowe w Ochotnicy: https://hasajacezajace.com/wieze-widokowe-w-gorcach/


 

Komentarze