Turbacz z Obidowej - 14.01.2023

Nie za bardzo nam się chciało iść na jakąkolwiek wycieczkę. Jednak człowiek to jest bezwładna maszyna. Udało nam się jakoś zwlec z łóżka i przygotować do spaceru. Zresztą meteogramy też nie napawały nas zbytnym optymizmem. Dotychczas, dni podczas najlepszej widoczności komety ZTF były zasnute chmurami. Z każdą godziną miały gęstnąć, a po południu na diagramach można było zauważyć zapowiedzi przelotnych opadów, a nawet bardzo nikłe szanse na burze. Jednak po przeanalizowaniu danych postanowiliśmy spróbować, bo poranek i południe miały naprawdę przyzwoitą pogodę. Więc zostało ustalone. Nie ważne, czy łóżko zwiększało ciążenie ciała, czy nie, trzeba było wstać. Nie zawiedliśmy się, bo wycieczkę na Turbacz mogliśmy zaliczyć do udanych. Choć faktycznie na ostatnich krzywych, koło trzeciej po południu, zaczęło lekko prószyć śnieg z deszczem.

 

Link do galerii: https://photos.app.goo.gl/ayCB2f6yPMb3jiww6

Zaparkowaliśmy w Obidowej — małej wsi koło Klikuszowej — małej wsi koło Nowego Targu. Na tym szczycie, właśnie z Klikuszowej, czarnym szlakiem, byliśmy w 2019 roku. Wtedy to też wpisaliśmy zaliczenie tego szczytu do Diademu Polskich Gór. Oczywiście nie była to ani pierwsza, ani ostatnia z przemierzonych tras na najwyższy szczyt Gorc. Trudno ich liczbę byłoby wskazać na palcach jednej, a może nawet dwóch rąk. Wpis numer jeden do książeczek górskich z tą nazwą jest sprzed 19 lat, więc troszkę wody w Wiśle upłynęło od tego czasu. Zresztą stosunkowo niedawno miałem już okazję pisać o tych rejonach, gdy wchodziłem kwartał temu z Przełęczy Knurowskiej. Odsyłam to tego październikowego wpisu. W ogóle zauważyłem, że tak jakoś ostatnio dość ekstensywnie eksplorujemy to właśnie pasmo Beskidzkie. Nie mam pojęcia z czego mogłoby to wynikać. Może z ogromnej ilości wież widokowych na granicy parku narodowego.

Pierwsze co rzuciło się nam w oczy, to jak aura się nagle zmieniła. Wszędzie wokół były już początki wiosny, samce sarn w lasach koło mojego miejsca zamieszkania już zrzucały poroża. Jedno nawet takie udało mi się znaleźć podczas wyprowadzania psa. Niewielkie, ale zawsze cieszy. Tutaj z kolei, na parkingu, było biało. Bardzo ładnie tą kolorystyczną granicę było widać, jak się wyszło wyżej i znalazło jakieś okienko widokowe. Wracając do wycieczki, to zaplanowaliśmy zrobić sobie dość uroczą pętlę. Pierwszym punktem było schronisko na Starych Wierchach, około pół godziny od miejsca startu. Zielonym szlakiem podchodziliśmy lasem na skrzyżowanie z czerwonym. Było to spokojna niestroma trasa, która byłaby znacznie przyjemniejsza, gdyby nie zmrożone błoto. Jednak nie narzekaliśmy, bo tutejsze lasy są całkiem urocze. Raz widzieliśmy zrytą korę młodych drzew, co przeinterpretowaliśmy, że jakiemuś jeleniowatemu swędzą kości wyrastające z głowy. Więc byliśmy bardziej wyczuleni, czy czasem takiego trofea nie udałoby się tu znaleźć. Mieliśmy świadomość, że przy tej ilości ludzi wijącej się na trasie to są tego niskie szanse.

 

Pomnik upamiętniający katastrofę lotniczą samolotu sanitarnego Let L-200 Morava, która miała, miejsce 25. maja 1973.

Wspominając obłożenie szlaku, to muszę powiedzieć, że nie było tak strasznie. Tylko jeden facet nas wyprzedził. Jednak gdy zawitaliśmy w Starych Wierchach, to w budynku rezydowała całkiem pokaźna grupa osób. Większość to byli młodzi, prawdopodobnie jeszcze studenci. Te tętniące życiem pomieszczenia całkowicie kontrastowały z tym, co się wokół nich działo na zewnątrz. Polany z dwudziestocentymetrową warstwą puchu wydawały się martwe od ludzi. Wewnątrz tylko podbiliśmy książeczki i ruszaliśmy w dalszą drogę. Było zbyt wcześnie, żebyśmy się nawet zdążyli zgrzać, a co dopiero zmęczyć. Co jakiś czas pojawiały się na drodze tabliczki z oznaczeniem jakiegoś szlaku "Chodźcie na Turbacz". Nas nie trzeba było przekonywać, my już tam szliśmy.

W ogóle, obok budynku jest uroczy drewniany krzyż i malowana kapliczka przedstawiająca Jezusa jako bacę. Po drugiej stronie, natomiast, powoli wyłaniały się Tatry. Dzieliła nas od nich tylko Kotlina Orawsko-Nowotarska, a przejrzystość była perfekcyjna. Troszkę żałowałem, że właśnie przy takim powietrzu nie poszliśmy na Magurki. Dostarczyłoby nam to nieziemskie wrażenia. Każdy szczyt dało się wyróżnić i opisać. Oczywiście porobiłem tym skalnym gigantom fotografie. Na tyle na ile widok nie przysłaniały mi drzewa i inne wzgórza. Tutaj muszę wspomnieć, choć już o tym pisałem, że ta góra nie jest moim faworytem, jeżeli chodzi o cieszenie oczu. Gdy chce się takie mieć, to trzeba liczyć na jakieś okienko pomiędzy drzewami — jak na przykład Hala Długa od strony Kiczory. My natrafiliśmy na jakieś trzy, cztery takie miejsca pozwalające na dalsze obserwacje. 

 

Zima na całego, ostatnie kilometry przed szczytem.

Jednak beskidzkie lasy świerkowe z odrobiną śniegu przypominające początek Narnii, a później suchary, były całkiem ładnym środowiskiem do przebywania. Już powoli denerwowaliśmy się na brak tabliczek wskazujących kulminacji pasma, bo przechodziliśmy przez Obidowiec, a już byliśmy rozpieszczeni genialnym oznakowaniem Beskidu Wyspowego. Jednak niedługo potem, jakby na nasze życzenie, wyłoniła się tabliczka z informacjami przyrodniczymi oraz upewniająca nas w geolokalizacji. Jak już jestem w temacie szlaków i ich wytyczania, to pozwolę sobie przytoczyć cytat:

"Wobec zagęszczenia się znakowanych ścieżek w danej okolicy, musiały się rodzić kolizje i znak zamiast orientować o kierunku - wprowadzał w błąd. Ogromną rolę odegrała tu praktyka i doświadczenie, ale jeszcze przed I wojną światową zaczęto sobie zdawać sprawę z potrzeby uregulowania zasad znakowania." - ktpzg.pttk.pl, 2007

Ustęp pochodzi z tekstu PTTK dotyczący historii znakowania tras górskich przez Towarzystwo Tatrzańskie, które przerodziło się w PTTK. Link do pełnego wpisu oczywiście dodam pod postem. Te parę akapitów powstało na okazję kilku okrągłych rocznic - 120. lecia pierwszego szlaku w Tatrach (Walery Eliasz poprowadził szlak z Toporowej Cyrhli do Morskiego Oka); 100. lecia wytyczenia Orlej Perci; 100. lecia pierwszego szlaku w Beskidach, koło Zawoi. Przytaczam ten właśnie paragraf z jednego powodu. Od schroniska na Starych Wierchach, mieliśmy okazję przez chwilę iść jednocześnie siedmioma różnymi szlakami. Osoby mniej zaznajomione z symbolami tras mogłyby się pomylić wśród gąszczy różnych obrazów malowanych farbą na drzewach. Co prawda, nie wszystkie były przeznaczone dla pieszych, ale pozwolę sobie wymienić: Ścieżka Przyrodnicza Zielona, Czerwony i Zielony Szlak Pieszy PTTK, Szlak Papieski, Szlak Konny (pomarańczowa kropka na białym tle), Czerwony Szlak Rowerowy i jakiś Pomarańczowy Szlak Rowerowy (tutaj jest troszkę zamazany, ale chyba jest to międzynarodowy czy coś). Wszystko na jednym drzewie.

 

Szałasowy Ołatarz wzniesiony w 2003 roku na Hali Turbacz, w tym miejscu wg anegdoty ks. Karol Wojtyła przed siedemdziesięciu laty dał mszę.

Nie mówię, że jest to złe, ale nigdy w życiu nie widziałem takiego nagromadzenia szlaków. Ze spokojem wystarczyłyby tylko trzy: rowerowy, konny i pieszy. Nie mam nic do ścieżek przyrodniczych, ale patrząc na mapę, całkowicie pokrywa się z innymi szlakami tylko je dublując — czemu zamiast trasy nie pozostawić tylko tablic. Również tak jak szanuję naszego papieża, tak całkowicie nie rozumiem szlaków oznaczonych na jego cześć. Jest ich taka gęsta sieć, że nie pomagają w orientacji w ogóle, a nawet przeszkadzają. Na pewno dałoby się znaleźć inne sposoby uczczenia jego pasji do pielgrzymek. Brakuje jeszcze, by Ekstremalna Droga Krzyżowa też wystawiła swoje znaki i będziemy mieć komplet. Takie moje małe narzekanie na coś, co chciałbym, by rozwiązano innym sposobem. Nie wiem, może większym dogadaniem się i ujednoliceniem oznaczenia. Byle by tylko z czternastu walczących ze sobą standardów nie powstało piętnaście walczących ze sobą standardów.

Pozwolę sobie na tym skończyć tę tyradę i powrócić do opisu krajobrazu. Ogólnie większość szlaku można byłoby opisać nazwą "iglaste drzewa i śnieg". Tylko czasami można było natrafić na jakieś ciekawe obiekty jak jakiś krzyż ze szczątkami samolotu. Po szperaniu po internecie wyczytałem, że to na pamiątkę katastrofy samolotu sanitarnego Let L-200 Morava, która miała miejsce 25 maja 1973 roku. Z trzech osób, które leciały tym kursem, zmarła jedna. Była to matka chorego dziecka, które było transportowane taką drogą do szpitala w Rabce-Zdroju. Zarówno pilot, jak i samo dziecko na szczęście przeżyli. 

 

Szczyt Turbacza ze słynnym obeliskiem geodezyjnym.

Koło wspomnianego pomnika był też jeden z nielicznych widoków na okolice. Dało się dostrzec archipelag Beskidu Wyspowego z Luboniem Wielkim, Szczeblem, Lubogoszczą, Śnieżnicą i Ćwilinem. Niedaleko potem mój apart rozgrzałem znów na horyzoncie zdobionym przez całe pasmo Tatr. Pod ostatnim podejściem na szczyt odbiliśmy pięć minutek na Halę Turbacz, gdzie znajduje się ołtarz z 2003 roku. Ciekawą rzeczą w tym obiekcie jest to, że wyglądem przypomina szałas pasterski, a raczej jego wejście. Temu też na mapach widnieje pod nazwą Szałasowy Ołtarz. Zbudowany został na pięćdziesięciolecie odwiedzin Jana Pawła II, jeszcze gdy był tylko księdzem, oraz na pamiątkę odprawienia mszy w istniejącej w tym miejscu chacie. I to jest ciekawe uhonorowanie uroczej historii. Wspomnienie tego wydarzenia przez jednego z uczestników można znaleźć na Wikipedii.

Nad nami latały gawrony, czy jakieś inne czarne kruczyska. Wyglądało to dość ciekawo, w szczególności, że na ostatnim podejściu las zmieniał swoje oblicze na troszkę bardziej martwy. Suchary na szczycie jeszcze długo nie zostaną zastąpione przez zdrowsze drzewa. Mimo to skutecznie zasłaniały pełny obraz okolic, tylko dając drocząc się, obiecując piękną panoramę. Szczyt przywitał nas dość niespodziewanie. Pięciometrowy słup geodezyjny znajdujący się na Turbaczu przysłaniają nieliczne drzewa, tak że z podejścia jest niewidoczny. Przy okazji, znacznie inaczej wygląda ta okolica w zimowej aurze, co letniej. Niby już miałem okazję, niecały kwartał temu, być w tym samym miejscu, ale jednak ze śniegiem to zupełnie co innego. Na ostatnim podejściu te drzewa nie chroniły już tak przed wiatrem, który dość obniżał odczuwalną temperaturę, więc już zimno dawało się we znaki. Niżej było znacznie cieplej, plus byliśmy zgrzani.

 

Jedno z lepszych zdjęć, które udało mi się zrobić. Czasem świat lubi pozować. Dobrze widać granicę gdzie zaczyna się a gdzie kończy się śnieg w kotlinie i gdzie kończą się piętra roślinności.


Niestety nie było żadnego miejsca do siedzenia, bo wszystkie były zmrożone i w śniegu. I tak mieliśmy odpoczynek zaplanowany dopiero w schronisku. Jedyne co to zrobiliśmy sobie selfie i pozwoliliśmy sobie zrobić zdjęcie przez jakiegoś turystę. Podobnie odwdzięczyłem się zrobieniem zdjęcia innym przybyłym. Po czym wróciłem do czegoś, o czym wspominam w prawie każdym paragrafie, aż do znudzenia. Doszliśmy wspólnie we trójkę do wniosku, że tutaj zbudowanie niewielkiej, nawet 5-metrowej, platformy byłoby cudowną rzeczą. Nie przysłaniałoby nic tak pięknego widoku. Żałowałem troszkę, że nie zaopatrzyłem się w drona. Jeżeli chodzi o widok na najwyższe pasmo Karpat, to było jak z pocztówki, takie jak z profesjonalnych studiów fotograficznych. Po pierwsze, złote godziny ładnie kładły promienie słońca na ośnieżonych szczytach. Po drugie wiatr, a ponoć był tam spory, podnosił leciutko ten śnieg, na którym mogło rozszczepiać się światło. W końcu ciemne chmury były strasznie niepokojące, ale jednak przydające klimatu.

Niecałą godzinę później niskie obłoki przykryły już te wszystkie Rysy i Gerlachy. Można więc powiedzieć, że natrafiliśmy z momentem w punkt. Do schroniska schodziliśmy rozmawiając z jakąś parą turystów z Łodzi. Prowadziliśmy taki small-talk, bo w sumie dość urocze są takie drobne ludzkie interakcje w górach. W szczególności z kimś, którego najprawdopodobniej przez całe życie nie spotkamy po raz kolejny. Mówiąc już o zaludnieniu, to na szlaku nie było praktycznie nikogo. W schronisku natomiast każda ławka była zajęta, tak aż bałem się obrócić z kijami podpiętymi do plecaka. Jednak jakieś miejsce do siedzenia udało nam się znaleźć. 

 

Schronisko im. Władysława Orkana na Turbaczu w okresie letnim przeważnie jest tu gwarno. Jednak cała wiara przeniosła się do wewnątrz. Jeżęli chodzi o budynek, to jest trzeci z kolei. Dwa poprzednie płoneły.

Jeżeli ktoś lubi czworonogi, to mam dobrą wiadomość. Psy w górach widziałem, nawet dość często, ale raczej w ciepłe lato, a nie zimę. Jednak tylu pupilów ile znajdowało się w budynku imienia Orłowicza, to jeszcze nie doświadczyłem. Były każdego gatunku. Nawet jeden uroczy spał sobie na drugim (również śpiącym) na podłodze. Oba nie reagowały na ludzi przechodzących obok. Był też taki jeden biały, piękny. No, każdego chciało się wyściskać i wygłaskać. Jednak bardziej na myśli mieliśmy napełnienie się kilokaloriami. Zamówiliśmy sobie więc placki ziemniaczane z sosem. Osobiście to jest jedyna potrawa, za którą szczególnie nie przepadam. Jednak muszę przyznać, że były całkiem dobre. Troszkę ekstrawagancko jest w tej koniunkturze jeść w schronisku, ale wielkość porcji i jej smak całkowicie uzasadniały cenę. Zresztą, nic do końca dnia praktycznie już nie jadłem — takie syte.

Nie wiele dłużej bawiliśmy pod dachem. Na ławeczce przy wyjściu zakładaliśmy raczki. Troszkę się trzęśliśmy z zimna, bo różnica temperatur pomiędzy wnętrzem a polem była dość duża. No i chyba mimo wszystko zaczęło się ochładzać. Trasa zejścia prowadziła równoległym do czerwonego szlaku pasmem. Mówiąc kartograficzniej, była to droga złożona z żółtej, czarnej i zielonej ścieżki. Pierwsze dwa kolory już przeszliśmy, idąc trzy lata temu z Klikuszowej. Jednak poza charakterystycznymi punktami ciężko było sobie to przypomnieć. Jak zresztą mówiłem, góra zimą, a latem, to dwie różne góry. Najpierw prowadziła nas szeroka szutrowa trasa, choć zasypana. Nazwaliśmy ją autostradą, bo wyglądała jak droga gospodarcza, dzięki której schronisko jest zaopatrzone.

Pozdrawiam twórcę rzeźb patrolujących okolice schroniska. Strasznie mi się podobają, w szczególności ten marznący w śniegu lisek.

Jedna z niewielu rzeczy, która jest bardzo charakterystyczna, to Kaplica Matki Boskiej Królowej Gorców. Znajduje się na samym początku zejścia z Turbacza, tuż po zejściu z wychodnego chodnika. Budynek jest bardzo urokliwy, byliśmy wewnątrz raz. Najprawdopodobniej przed albo po mszy, już nie pamiętam. Tym razem była zamknięta na cztery spusty, ale z zewnątrz i tak się pięknie prezentuje. Schodziliśmy tak powoli nawet nie wiedząc jak ubywa nam wysokości. Mijaliśmy też brzozowy krzyż upamiętniający Józefa Kurasia "Ognia" i partyzantów z Konfederacji Tatrzańskiej AK. Skrzyżowanie ze szlakiem oznaczonym czarną farbą pamiętaliśmy. Głównie dlatego, że tam znajduje się pomnik świętego Huberta, przy którym jedliśmy lata temu. Nawet ściągnęliśmy raczki, bo nie pomagały już zbytnio, a nogi powoli dawały o sobie znać.

[patrząc na mapę] "Bukowina Miejska, Bukowina Obidowska" [podnosi wzrok] "ale tam nawet nie ma buków, tam ino świerki". To prawda, w sumie pomimo w nazewnictwie tych wzgórz jest słowo 'bukowina', to nie pasuje to do boru, który można tu podziwiać. Obok tego niewiele się działo, troszkę męczyłem towarzyszy podróży problemami we współczesnym cyberbezpieczeństwie, kiedy sieci komputerowe stały się tak różnorodne: maszyny wirtualne, kontenery, chmury — to tak skrótowo, by nie mącić w głowach. W końcu dotarliśmy do skrzyżowania z zielonym szlakiem na wspomnianej Bukowinie Obidowskiej. Od tamtego miejsca było już pół godziny do parkingu. 

 

Kaplica Matki Bożej Królowej Gorców na polanie Rusnakowej.

Tak w szarówce zeszliśmy do auta. Mogę całkowicie polecić trasę. Nie jest za ciężka, nie ma stromych podejść, a ma parę urokliwych widoków. No i te pomniki, kapliczki, etc. są ciekawym urozmaiceniem spaceru. Na koniec tekstu mogę jeszcze powiedzieć, że jadąc drogą Klikuszowa-Obidowa, są bardzo ładne dwie, a może trzy nawet, przydrożne drewniane kapliczki. Niestety było już zbyt ciemno, abym dobrze je ozdjęciował. Może jak będziemy tu jeszcze raz kiedyś, to w dzień mi się uda.

Miłego,
Adiabat
17-19.01.2023

 

Linki:

Szałasowy Ołtarz: https://pl.wikipedia.org/wiki/Sza%C5%82asowy_O%C5%82tarz
Obidowiec - Pomnik katastrofy lotniczej: https://www.krajoznawcy.info.pl/pomnik-lotniczej-katastrofy-73190
Wikipedia - Pomnik katastrofy lotniczej: https://pl.wikipedia.org/wiki/Katastrofa_lotnicza_na_Obidowcu
Tekst o historii szlaków: https://ktpzg.pttk.pl/aktualnosci/komunikat_historia_szlakow.php

 

Komentarze